Tajemnica cierpienia - Moja wiara

Przejdź do treści

Tajemnica cierpienia

Wbrew nadziei
L. Szczepaniak
„Wstań” (2003) nr 5(89), s. 16-17.
Cechą charakterystyczną przeżywania choroby jest kryzys wiary. Jego intensywność jest różna: od ledwie dostrzegalnej pretensji: „Dlaczego mnie to spotkało?”, aż po zbliżenie się do granicy rozpaczy. W odpowiedzi na wciąż powtarzane pytanie, czy Bóg istnieje i jest wrażliwy na ludzkie cierpienie, może przynieść ulgę rozważenie słów Chrystusa, które wypowiedział tuż przed swą śmiercią na Krzyżu. Doświadcza On trudnego do wyobrażenia bólu i osamotnienia. − Chory w jakiejś mierze staje się „podobny” do Niego. Stąd też lęk przed niepewnością, osamotnienie pośród najbliższych, zawodność ich pomocy, a może nawet niezrozumienie z ich strony, zbliżają człowieka do głębi i intensywności przeżywanego cierpienia przez Chrystusa.
„O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mk 15,34). W chwili największego cierpienia Jezus powtarza za autorem Psalmu pytanie, które jest najczęściej zadawane Bogu w historii ludzkości: „Czemuś Mnie opuścił?”. − To pytanie jest krzykiem cierpiących. Obiega ono wszystkie pola bitew, przytułki, szpitale, domy rodzinne, wszelkie miejsca na świecie, gdzie człowiek doświadcza bólu fizycznego i moralnego. Słowa zdumienia, bezsilności, a nawet buntu wypowiadane są w czasie najbardziej dramatycznym, jakim jest choroba terminalna: „Dlaczego doświadczam cierpienia i umierania?”. Wbrew wszelkim oczekiwaniom ze strony człowieka, nie sposób jest wytłumaczyć mu tego żadnymi ludzkimi argumentami. Tylko Bóg Ojciec zna tajemnicę…Człowiek staje przed niewiadomą, która wyrasta przed nim na kształt ogromnego Krzyża, na którym umiera Chrystus, nadzieja ludzkiego Zbawienia. I cóż powiedzieć wobec tej Tajemnicy, jak zaprotestować, kto położy dłonie na ustach, z których wyrywa się krzyk bólu… Nikt tak jak Chrystus nie utożsamia się z człowiekiem. Ludzki ból, strach i samotność stają się Jego doświadczeniem. Cierpienie Jego agonii staje się ceną miłości do człowieka, który jest zagubiony w samym sobie i potrzebuje pomocy z zewnątrz…
Jezus w akcie rozpaczliwej miłości, zamiast skazanego człowieka, osobiście staje przed oddziałem egzekucyjnym i umiera w opuszczeniu przez wszystkich. To straszliwe doświadczenie opuszczenia jest bliskie wszystkim, którzy jak On, w największym cierpieniu, wydają okrzyk skargi: „Boże mój […], czemuś mnie opuścił?”.
Chrystus nie umiera jak filozof, czy zaprawiony w boju żołnierz. Będąc Synem Bożym, jest wyniszczany przez śmierć i kocha ludzi do szaleństwa… Umierając, nie obwinia Ojca i nie przeklina oprawców… Jest śmiertelnie zmęczony, ale nie jest w depresji. Jego ludzkie zmysły są przytępione. Woła więc, jak dziecko pozostawione w ciemności. Ten krzyk nie jest buntem, ale prośbą o pomoc Ojca w dramatycznej chwili próby. Kto jak nie Ojciec jest Mu najdroższy? W ten sposób rozumie to i tłum stojący pod Krzyżem, kiedy z trwogą szepcze słowa: „On Eliasza woła” (Mt 27,48).
Ojciec nie opuścił Syna, zawsze jest z Nim (por. J 10,30). Jezus wewnętrznie widzi Ojca. Nie umniejsza to jednak Jego ludzkiego cierpienia, uczucia trwogi i osamotnienia. Wszystkie okoliczności dramatu zdają się to potwierdzać, przecież ludzie tyle razy zawiedli Go, a Ojciec milczy… Ten brak duchowego wsparcia jest dla Niego wyczerpujący nie mniej niż sama agonia. Osamotnienie i pogarda ze strony oprawców są porażające. Jest to najwyższa cena, jaką przyszło mu zapłacić za grzechy ludzi. Wynagrodzenie ich wobec sprawiedliwości Ojca „domaga się” bólu opuszczenia…
Bóg Ojciec przerywa milczenie i „przemawia” w sposób zrozumiały dla ludzi. „Oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało” (Mt 27,51-52). Ci, którzy doświadczyli tych niezwykłych zjawisk, z lękiem wypowiadali słowa: „Prawdziwie, Ten był Synem Bożym” (Mt 27,54).
Śmierć Syna nie jest daremna. Wynagrodzenie dokonuje się w sposób pełny. W Chrystusie cierpiącym i Zmartwychwstałym znajdują ocalenie wszyscy, którzy Mu zaufali, a zwłaszcza stygmatyzowani cierpieniem. Ich rany stają się Jego ranami… Każda ludzka słabość może być przekuta w spiżowe serce dzwonu, który zabrzmi radosną melodią pieśni wielkanocnej: „Chrystus prawdziwie zmartwychwstał!”. W rzeczywistości przezwyciężenie zwątpienia w dobroć Boga jest zmartwychwstaniem do nowego duchowego życia…
Czy widzisz krzyż wbity w serce ludzkości?
− Duch Miłości próbuje osłonić
Śmiertelnie zmęczonego Chrystusa.
Ojciec zamiast Syna nadstawia swoje dłonie,
Aby wbijali w nie gwoździe…
Całe niebo w trwodze zamarło,
Tylko ludzie świetnie się bawią.
Syn zmierzył się z przedwiecznym wrogiem.
W śmiertelnej trwodze umiera Nadzieja człowieka.
Zło przedwcześnie ogłasza swoje zwycięstwo.
Z bólu zadrżała ziemia.
Najbliżsi zmęczeni żałobą nie zdążyli jeszcze odpocząć,
Kiedy Ojciec i Duch wrócili po Syna.
Światło pokonało ciemność,
A zawstydzone zło uciekło… („Zwycięstwo”)

Wróć do spisu treści