Czy Bóg mnie kocha? - Moja wiara

Przejdź do treści

Czy Bóg mnie kocha?

Rozmowy z Bogiem
L. Szczepaniak

„Wstań” (2005) nr 6(102), s. 16-17.
Jedno z najtrudniejszych pytań, jakie może zadać chory swojemu opiekunowi, brzmi: „Czy Bóg mnie kocha, skoro tak bardzo cierpię?”. Kto choć raz w swoim życiu musiał na nie odpowiedzieć, zapewne odczuł wewnętrzny niepokój, że ma do czynienia z trudną do wyjaśnienia tajemnicą, którą zna tylko Bóg…
Dzień dobiega końca
Jak tu rozmawiać z Bogiem?
Wszystko mnie boli,
Nie słuchają mnie myśli.
Zamiast Ojca obejmuję rozpaloną noc,
Nie będę miał pięknych snów.
Ojcze, pomóż przetrwać do rana…
Ciężko chory człowiek stawiający Bogu pytania, zazwyczaj nie słyszy odpowiedzi lub jej nie rozumie. Wówczas odczuwa ogromne osamotnienie. Stąd też w tych dramatycznych okolicznościach oczekuje pomocy od służby zdrowia i od kapelana. Są oni dla niego tymi, którzy „reprezentują” Boga. Dla nich zadanie to jest niezwykle trudne, ponieważ ich wiara jest podawana ciężkiej próbie. W tej sytuacji nie można udzielić odpowiedzi wymijającej. Chory nie oczekuje od opiekuna zaspokojenia ciekawości w sposób intelektualny, lecz świadectwa życia przejawiającego się w czynieniu dobra i zaufaniu do Boga, nawet wbrew nadziei. Pacjent bardzo szybko demaskuje powierzchowność wiary i weryfikuje wszelkie półprawdy, którymi posługuje się jego opiekun. Nie jest to trudne dla niego, ponieważ wcześniej może wielokrotnie sam tak postępował…
Natomiast człowiek, który nie traci ufności w cierpieniu, niczym biblijny Hiob, potrafi bez słów przekazać cząstkę swojej wiary, swojego „ja” zakotwiczonego w Bogu. Stąd też słusznie spostrzega B. Pascal (1623-1662) pisząc, że: „Boga czuje serce, nie rozum. Oto czym jest wiara: Bóg dotykalny dla serca, nie dla rozumu”.
Odpowiadając na pytanie o sens cierpienia, zwłaszcza niezawinionego, warto pamiętać o spostrzeżeniu holenderskiego filozofa B. Spinozy (1632-1677), że: „Lęk nie może istnieć bez nadziei, ani nadzieja bez lęku”. Skoro chory boi się odrzucenia spowodowanego gniewem Boga, to świadczy o jego ogromnej tęsknocie za miłością. Istotnym elementem rozmowy z chorym jest uświadomienie mu, że doświadczane przez niego cierpienie nie musi być skutkiem osobistego grzechu. Dotyczy to zwłaszcza dziecka i jego rodziców. Pomijam oczywiste sytuacje, kiedy taki związek istnieje, np.: cierpienie spowodowane jest wypadkiem samochodowym, gdy sprawca był w stanie nietrzeźwym.
Odparcie zarzutu, że „choroba jest karą”, nie jest łatwe, gdyż przekonanie to towarzyszy człowiekowi od zarania historii zbawienia. Ten sposób myślenia reprezentują przecież przyjaciele Hioba. „Cierpienie w ich oczach ma sens wyłącznie jako kara za grzech, wyłącznie więc na gruncie sprawiedliwości Boga, który odpłaca dobrem za dobro, a złem za zło” (por. Jan Paweł II, List apostolski «Salvifici doloris». O chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia. Rzym, 11.02.1984, 10). Stąd też człowiek napotyka nieprzezwyciężalną trudność, gdy chodzi o cierpienie niezawinione, a takim jest przecież każde cierpienie dziecka. Stanowi ono poważne wyzwanie dla Izraelitów i podważa wiarę w dobroć Boga. Ten sposób myślenia o Bogu przetrwał dziesiątki wieków, aby uzewnętrznić się w buncie Konrada, bohatera „Dziadów” Adama Mickiewicza: „Kłamca, kto Ciebie nazwał Miłością, Ty jesteś tylko Mądrością” (por. L. Łysień, „Pojęcie Boga po Auschwitz” H. Jonasa, PS 31(1999) nr 5(49), s. 5-6.).
Problem ten próbuje ukazać w innym świetle prorok Izajasz poprzez opisanie cierpienia niewinnego Sługi Jahwe (por. Iz 53,1-12). W ten sposób czyni on wyłom w interpretacji przyczyn cierpienia. Dopuszcza również istnienie cierpienia, które nie jest skutkiem grzechu osobistego. W ten sposób przygotowuje nowe pokolenia na przyjście Chrystusa, którego cierpienie jest najbardziej niewinne, najbardziej bezgrzeszne pośród „Hiobów” wszech czasów. Jeśli u każdego człowieka, nawet świętego, możemy doszukiwać się znamion grzechu, to przecież Syn Boży jest naprawdę bez grzechu. Stąd też jako jedyny nie zasługuje na cierpienie i śmierć. Na cierpienie nie zasługuje również jego niepokalanie poczęta Matka, u której mogą szukać ratunku wszystkie zrozpaczone matki.
Chrystus jednak nie korzysta z usprawiedliwienia, ale cierpienie przyjmuje dobrowolnie i z miłością: „[…] Za grzechy nasze, i nie tylko nasze, ale również za grzechy całego świata” (1 J 2,2). Poprzez takie pragnienie i poprzez takie cierpienie bez winy, Chrystus dokonuje odkupienia świata. Moc odkupieńcza cierpienia tkwi w miłości (Jan Paweł II, Sens cierpienia w świetle Męki Chrystusa. Katecheza. Rzym, 9.11.1988). Zatem jedynie słuszną odpowiedzią udzieloną Hiobowi i wszystkim niewinnie cierpiącym jest ta, że Bóg nie opuścił człowieka, ale z nim i w nim cierpi (por. H. Jonas, „Pojęcie Boga po Auschwitz” H. Jonasa).
Prosiłem o miłość
− Otrzymałem krzyż…
Prosiłem o mądrość
− Poznałem swoją słabość.
Prosiłem o cud
− Stał się, zaufałem…

Wróć do spisu treści