Pozwól sobie pomóc - Moja wiara

Przejdź do treści

Pozwól sobie pomóc

Wbrew nadziei

L. Szczepaniak

„Wstań” (2001) nr 6(78), s. 16-17. Artykuł na podstawie: Moralne problemy związane ze szpitalną opieką służby medycznej…, Kraków 2003, s. 112-118.

Medycyna w wielu wypadkach potrafi przyjść z pomocą człowiekowi cierpiącemu, jednak jest bezradna wobec osób, które nie umieją współpracować z zespołem leczącym. W sytuacjach wyjątkowych − wówczas gdy pacjent stwarza zagrożenie dla samego siebie lub otoczenia − prawo przewiduje leczenie przymusowe. Może ono uratować życie, jednak trudno w takiej sytuacji osiągnąć pełny efekt leczniczy.
Niechęć do leczenia może być spowodowana przez wiele czynników. Najczęściej są to przykre doświadczenia w kontaktach z pracownikami opieki medycznej, wstyd, depresja, złe nawyki zdrowotne, uprzedzenia spowodowane wyznawaną religią, a w niektórych wypadkach (obecnie coraz częściej) brak pieniędzy.
Człowiek unikający leczenia czuje się pozostawiony sam sobie. Jego powrót do zdrowia wiąże się z udzieleniem mu pomocy w rozeznaniu jego sil fizycznych, psychicznych i duchowych, a także stworzeniem warunków do podjęcia właściwej decyzji, gdyż chory często nie wie, na co go stać. Zagrożenie życia potrafi wyzwolić w nim ukryte pragnienia miłości i bezpieczeństwa, które do tej pory nie były zaspakajane. Choroba jest krańcowym przeżyciem, zróżnicowanym w zależności od wieku, ujawniającym różne strony osobowości ludzkiej. Bolesnym doświadczeniem, jakiego doznaje pacjent w chorobie, jest zagrożenie jego życia i wolności.
Dzieciom w wieku przedszkolnym choroba zabiera to, co jest dla nich najpiękniejsze − bycie z ukochaną matką w rodzinnym domu i możliwość swobodnej zabawy. Starsze dzieci reagują prawie tak jak dorośli. Pierwszym odruchem jest zaprzeczanie chorobie: „To jest nie-możliwe, abym był chory, dolegliwości szybko ustąpią. Niech tylko pozwolą mi odpocząć i podadzą właściwe lekarstwo”. Kiedy choroba ze swoimi przykrymi objawami rozwija się, chory zaczyna szukać pomocy. Zanim jednak trafi do lekarza, upływa dużo czasu, a on sam przebywa długą drogę od chwili podejmowania prób „samoleczenia”.
Choroba, jak zacina inna sytuacja życiowa, stwarza liczne okazje do poznania siebie, takiego jakim człowiek jest naprawdę. Odkrywanie samego siebie i uczenie się swoich odczuć następuje w różnych okolicznościach, od najbardziej skomplikowanych po zwyczajne sprawy. Poznanie reakcji swojego organizmu na stosowane leczenie jest o wiele łatwiejsze niż poznanie reakcji psychicznych i nauczenie się swoich uczuć. Świat przeżyć wewnętrznych jest trudny do uchwycenia i opisania przy pomocy słów. Opanowywanie emocji to sztuka, której człowiek uczy się od innych i doskonali ją przez całe życie. Niełatwo jest pacjentowi udzielać porad, aby się nie bał. Same słowa pociechy zwykle nie są skuteczne. W niektórych wypadkach złote rady, za którymi nie kryje się autorytet i osobiste cierpienie, wywołują protest. Wówczas można usłyszeć skargę chorego: Przecież to nie ty chorujesz. Ciebie nie boli i ty nie boisz się, że umrzesz. Opowiadasz o czymś, czego nie doświadczyłeś… Wiele razy lepiej nic nie mówić, aby dodatkowo nie ranić. Strach przed bólem bywa nieraz większy niż sam ból.
Dzieci w sytuacji zagrożenia są bardziej spontaniczne i bez skrępowania mówią: Dlatego tak krzyczę (np. przy punkcji), bo wtedy mniej czuję. Nawet nie zauważę, kiedy mnie ukłują. Taki mechanizm obronny wytwarza się jednak u młodszych dzieci. Starsi, bardziej doświadczeni dokonują bardzo ważnego i przydatnego życiowo odkrycia. Mianowicie stwierdzają, że choć ból jest nie do zniesienia, to strach można opanować. Po dłuższym pobycie w szpitalu pacjenci sami odkrywają, że nie są samotnymi wyspami, że obok nich są inni, nie mniej cierpiący.

Dorosłe osoby nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, w jak dużym stopniu udział dziecka w leczeniu może zależeć od umiejętności zorganizowania mu zabawy. Konieczność zabawy wyraża się w poszukiwaniu przez dziecko podniet zewnętrznych, w dopominaniu się o pomoc starszych: narysuj, opowiedz, pokaż. Miejsce i czas nie są w zabawie istotne. Dzieci potrafią się bawić wszędzie, wszystkim i prawie bez przerwy.
W leczeniu chorób o długim przebiegu szpital staje się drugim domem dziecka, a jego dom rodzinny przypomina szpital. W takiej sytuacji zabawa i zajęcia przedszkolne, związane z podstawową potrzebą dziecięcego wieku, muszą być doceniane na równi z potrzebami zdrowotnymi. Uczestnicząc w odpowiednio zorganizowanej zabawie, dziecko bierze udział w leczeniu w sposób najbardziej naturalny, zapomina o przykrościach.
W ratowaniu zdrowia i życia bierze udział zespół leczący, rodzina i sam pacjent. Jego udział jest tak ważny jak sam proces leczenia. Zanim jednak pacjent podejmie decyzję o współpracy w procesie leczenia, najpierw musi zaakceptować swój stan.
Akceptacja sprawia pacjentowi najwięcej kłopotów. Niektórzy próbują zrekompensować sobie niedogodności choroby zaspokajaniem wyszukanych pragnień. Stąd biorą się kosztowne udogodnienia, przenośne komputery, aparatura audio-wideo, drogie zabawki w przypadku dzieci − czasem odległe od rzeczywistych zainteresowań, a nierzadko też wykraczające ponad standard życiowy rodziny.
Prof. Armata w swojej długoletniej praktyce lekarskiej kładł główny nacisk na wytrwałoś i odwagę małych pacjentów. Jeśli nie możesz osiągnąć wiele, ciesz się małym i nie ustawaj w walce- mówił do nich. W chorobach nowotworowych krwi dzieci potrzebują tej odwagi szczególnie dużo, zwłaszcza w czasie nawrotów, po coraz krótszych przerwach spowodowanych dobrym samopoczuciem. Niezależnie od wieku, a raczej zależnie od nabytych doświadczeń i towarzyszących okoliczności, chore dzieci zadziwiają niekiedy takim zaangażowaniem i odpowiedzialnością, jakiej brak niejednemu z dorosłych. Dostrzeżenie tych wysiłków u dziecka, przyjęcie ich z szacunkiem, budowanie na nich wzajemnego zaufania zobowiązuje dziecko do wytrwałości, bez której niepodobna oczekiwać jakichkolwiek rezultatów, choćby najlepiej zaplanowanego działania.


Wróć do spisu treści